Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

twarz i załamane ręce ku niemu podnosząc, wołać zaczęła:
— Oj, wujaszku, wujaszku! Ulitujcie się wy nade mną i w służbę mnie nie oddawajcie! Ja niczego nie chcę i za mąż iść nie chcę, tylko tutaj chcę zostać... Ja nie będę wam darmo chleba jeść, służyć wam będę i na zarobki chodzić, byle tu zostać...
Rębko z uśmiechem targał wąsa.
— Cóż? czy tak nas polubiłaś, że już przy nas tak żądasz zostać?
Dziewczyna skłamać widać nie mogła.
— Oj wujaszku! — zawołała — tu żądam zostać, tu żądam...
We wzniesionych jéj oczach, postawie, giestach i błagalnym wyrazie zalanéj łzami twarzy, malowało się uczucie niesforne, prostacze, lecz szczere i pełne bólu.
Kiedy po chwili Rębko wszedł do izdebki Ławicza, napełniła się ona zmieszanym zapachem wódki, rzodkwi i dziegciu, którym wysmarowane były buty jego, wyżéj kolan sięgające. Medali swoich dnia tego nie włożył, tylko na sukiennym szynelu, wyczyszczone starannie, błyszczały metalowe guziki.
— Dzień dobry! przyszedłem tu na konto interesu tego, o którym pan wczoraj z babą moją gadałeś. U baby, zwyczajnie jak u baby: włosy długie, rozum krótki. O takich rzeczach męzkim głowom myśléć. Pogadamy.