Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

snadź więcej nad lat dwadzieścia parę, a drobne rysy jego, bladą skórą powleczone, miały w sobie delikatność prawie dziecięcą. Więc to zbiegowisko zmarszczek nad twarzą, prawie dziecinnie drobną i delikatną, wyglądało jak znak zapytania, lub jak zagadka...
Dziecinną twarz mając, niedawno jeszcze doświadczał czasem napadów wesołości dziecinnej i z dziećmi po łące na wyprzódki biegał. Bo była tam, tuż za tym dworem, łąka piękna, wiecznie zielona, wązkim pasem ciągnąca się wzdłuż lasu, aż do cmentarza, który gromadę krzyżów wysokości różnej wznosił pod gęstą ścianą dębów i olsz. Ale w dzień letni krzyże cmentarne zupełnie prawie kryły się w gęstej zieleni drzew i była tam tylko łąka niezmiernie rozkwiecona, światłem słonecznem oblana, wesoła od świergotu niezmiernego mnóstwa leśnych ptasząt.
Z hałasem i śmiechami, w poranki niedzielne, wypadały dzieci z piekarni i biegły na tę łąkę, a Niemko, z pod ściany oficyny, patrząc na ich rozwiewające się włosy i migocące nad trawą stopy bose, poczynał uśmiechać się, poruszać rękoma, brwiami, nogami, aż puszczał się za niemi w pogoń. W szare płótno od stóp do głowy przyodziany, bosy, u skraju łąki stawał jak wryty i z coraz rozszerzającym się na twarzy uśmiechem patrzał. Złoto, kolorowo, jasno, wesoło...