Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się nieco przydłużej, jak zresztą i nad niczem innem. Bujała, świeciła, chrupała cukierki, piła wonne i mocne napoje, czasem zmartwiła się, albo rozgniewała, lecz natychmiast na gniew i zmartwienie sypała perły swego głośnego śmiechu i — może następstwem tego było, że nikomu, kto na nią patrzał, słowo: dawno! do głowy przyjść nie mogło. Nic z nią dawno dziać się nie mogło, tak była młodą. Z wysokiej, bujnej, silnej, przedziwnie kształtnej jej kibici, z prześlicznych włosów, w nadzwyczajne puchy i zwoje obejmujących zgrabną główkę, ze świeżości cery, z blasku oczu błękitnych, z korali ust i białości ukazujących się z za nich pereł, zwycięsko patrzała na świat młodość, młodość, będąca zapewne już nie w pełnym rozkwicie, lecz jeszcze ani rąbkiem strasznego zęba czasu nie dotknięta.
Każdy, znający ją od niedawna, musiał uderzać czołem przed tą tryumfującą, czerwcową jej młodością, i zdarzyło się tylko, że ktoś z dalekich stron przybyły, a nie po raz pierwszy ją spotykający, ze zdumieniem na nią patrząc, wymówił słowo: l’immortelle! Przyczepiło się to do niej i nieraz potem, w czasie szumnych, gwarnych wieczerzy, bywały wznoszone toasty na cześć: nieśmiertelnej! Co słysząc, poeta pewien, wielce utalentowany, i tylko najdziwniejszym z wypadków w jednem z Elwirą Rozą towarzystwie znajdujący