Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/410

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale zdaje mi się że ja i jej... jej... podobałem się trochę... troszeczkę...
Pawełek słuchał tych zwierzeń się z miną niezupełnie wesołą.
— Ależ spodziewam się, że nie oświadczyłeś się jeszcze o rękę panny Delicyi? zapytał.
Młody hrabia spojrzał na niego szeroko roztwartemi oczami.
— Nie, odpowiedział, nie pomyślałem o tem...
— To szczęście prawdziwie żeś nie pomyślał, bo gdybyś był pomyślał, możebyś to już był i uczynił...
— Nie! nie! za nic! zawołał Cezary z prawdziwem przerażeniem w głosie.
— Dla czegóż tak bardzo nie!
— Lękałbym się, mój drogi, lękałbym się bardzo, a nużby mi panna Delicya odmówiła...
— Tobyś coprędzej z harbuzem otrzymanym do Warszawy uciekał!
Cezary pobladł widocznie i na towarzysza swego spojrzał ze smutnym, łagodnym wyrzutem:
— Nie mów tak Pawełku, wymówił zcicha, nie żartuj z tego... Ja nie Mścisław... nikogo nigdy nie bałamuciłem i metres żadnych nigdy nie miałem... Jeżelibym pokochał... a nie miał wza-