Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wstydź się Cezary, mówić tak bez zastanowienia żadnego, upomniał pupila swego Pawełek; odpowiedź z Warszawy przyjśćby mogła najprędzej za dni pięć, a jenerałowa zaprasza cię na jutro...
— A prawda! potwiedził zmartwiony niepowodzeniem pomysłu swego hrabia.
— Wiesz co? Cezary, zaczął Pawełek po chwili namysłu, nie wypada żadnym sposobem, abyś nie jechał... Dla kobiety, a do tego starej, trzeba mieć zawsze pewne uszanowanie. Hr. Światosław będzie z pewnością tego samego zdania!...
— A mama? wtrącił nieśmiało Cezary.
— Tego to już nie wiem.
— Widzisz, Pawełku! ja boję się...
Zniecierpliwiony Pawełek porwał się z miejsca.
— Przestań że choć raz być dzieckiem, Cezary, zawołał. Przecież pani hrabina głowy ci nie zetnie i nosa nie oderwie...
Na to potworne przypuszczenie, Cezary parsknął śmiechem.
— A prawda, rzekł, tylko że widzisz ja wolałbym może aby mi kto nos oderwał, niż żeby mama mi powidziała znowu: „mon pauvre Cesar! tu n’es bon à rien du tous!”