Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja sam długo, bardzo długo gawędom podobnym ucha nie dawałem, ot nie chciało się jakoś... przywykło się do stanu pokojowego, dobrze tuczonego pieska... aż nareszcie wysłuchawszy wszystkiego, przekonałem się... uwierzyłem... cóż chcesz? hrabio? są to idee wieku!
— Mais tu me fais: tout à fait furieux, Paul i gdyby nie pamięć o tem, i że nosisz te same co ja nazwisko, kazałbym cię wyrzucić za drzwi! krzyknął hr. Mścisław, a chcąc zwyczajem swoim, z wielkiego gniewu puścić się po pokoju, na gwałtowną, burzliwą przechadzkę, przy pierwszym zaraz kroku, z powodu ciemności, potknął się o krzesło.
— Dla czego Paul, nie dzwonisz na Żorża? zawołał.
— Zadzwoń sam hrabio-kuzynie. Ja dzwoniłem już dwa razy, teraz, na ciebie kolej, hrabio!
— Diable incarné!
Wymawiając dwa te wyrazy, hr. pociągnął taśmę dzwonka tak silnie, że mu połowa jej w ręku została. Jednocześnie w przeciwległych drzwiach ukazał się Żorż z kandelabrem zapalonym na tacy.
— Gdzie byłeś, Żorż? czemu światła nie podawałeś? co robiłeś? przypadł do sługi z zapytania-