Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a gromada chłopców, za niemi idąca, wtórowała im głośnym gwarem rozmowy i często wybuchającym śmiechem. Przez cały dzień potem, około oficyny i czworaków, i dalej jeszcze nad rzeką, u płotów, pod drzewami, nad zagonami, słychać było rozmowy, żarty, dziecinne szczebioty, rozpoczynane i urywane pieśni, pobrzękiwania skrzypek, gwizdania dudek. Święto! Święto! Aż nadszedł wieczór, jeszcze nie zupełny, ale ten — jego początek, gdy po znikłej tarczy słonecznej pozostaje na zachodzie niby szeroko otwarta brama do nieba, półkolisty szlak bladej jasności, gdy złote słupy owadów z powietrza zniknęły, a na ich miejsce nisko przy ziemi świerszcze wybuchają wiolinowem ćwierkaniem i wyżej między drzewami basowo huczą chrząszcze. Wtedy u drzwi jednego z czworaków, w zawody niby ze świerszczami i chrząszczami, wiolinowo, głośno, zagrały skrzypce i najgłębszym z najgłębszych basem zahuczał bęben. Pod zielonemi girlandami, okrywającemi ściany, na ławce siedząc, jeden parobek z całym możliwym rozmachem rżnął smyczkiem po strunach skrzypiec, drugi z całej możliwej siły walił pałkami w dno miedzianego kotła. To hasło do tańca, jak wojenna pobudka, rozległo się po dziedzińcu, ogrodach i rzece, przeleciało rzekę i echami zakrzyczało w lesie, wyleciało na pole i oddalonemi dźwiękami pobiegło po miedzach i ścieżkach, aż z dziedzińca, ogrodów, z nad rzeki, z miedz i ścieżek zeszła się i zbiegła duża gromada odświętnych świt i andaraków, nóg bosych lub grubo obutych, twarzy ciemnych, ale rumianych, śmiejących się, gwarzących. Zeszła się, zbiegła i wnet na trawie, rosą wieczorną skropionej, utworzyła