Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie sądzę, aby tam było co miłego, zarzucił Alfred oglądając śpicrutę; drobna szlachta.
— Owszem, bardzo są mili i ukształceni i wiesz Alfredzie, że dobrzeby było abyśmy im razem oddali wizytę — Stosunek z nimi sprawi mi więcej przyjemności jak wszystkie sąsiedztwa, które znam dotąd.
— Jeżeli chcesz tam bywać, zależy to zupełnie od ciebie, z niewzruszonym spokojem odpowiedział Alfred; ja nie mam czasu do oddawania im wizyt — i nielubię ce genre.
— Ale nie znasz ich przecie Alfredzie.
— At, zwyczajnie szlachta, odparł. A revoir — muszę już jechać. Podał mi znowu rękę i wyszedł.
Wolałabym była aby się na mnie rozgniewał za to żem bez niego odwiedzała nieznanych ludzi; wolałabym aby mi zabronił u nich bywać — niż jego niewzruszoną na wszystko obojętność.
Na dziedzińcu ozwały się trąbki myśliwych i szczekania psów; wkrótce posłyszałam gwar odjeżdżających ludzi i turkot kół, i wszystko ucichło — a ja sama jedna jak zwykle, z robotą i książką poszłam do ogrodu. Usiadłam w altanie nad jeziorem i patrząc na dworzec Zajeziorna błyskający w oddali, i na białe obłoki płynące po błękitnem niebie, snułam moje idylle — a smutek coraz głębiej wpijał się w moje serce.