Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Budząca się dusza człowieka, jak jego ze snu otwierające się oczy, długo widzi świat przesłonięty mgłą, niewyraźny — aż całkiem opadnie zasłona i dusza przejrzy. Biada jej, jeśli po zniknięciu mgły ujrzy się okoloną cieniem i niedolą!
Wieczór był cichy, gwiaździsty, gdy wyszliśmy oboje z kościoła z pierścionkami ślubnych przysiąg na ręku. W około nas gwar był wielki; rozmawiano, śmiano się, winszowano. Spojrzałam poza siebie: w mroku gasnących lamp, białe róże smutnie wieńczyły u ołtarza oblicze świętej jego patronki. Gwiazdom i różom pozazdrościłam ciszy i spokoju; w mojej piersi dalekie, niewyraźne odzywały się już odgłosy burz.
Wsiedliśmy z Alfredem do pięknej karety. Ujął moją rękę, przyciągnął mię lekko do siebie, i..... pocałował moje usta. Ale pod tym pierwszym uściskiem miłości, o którym z rozkoszą i wstydem marzyła dziewicza wyobraźnia moja, nie zadrżałam ze szczęścia. Zdało mi się, że Alfred miał zimną rękę i zimne usta. Usunęłam się w głąb powozu i milczeliśmy oboje. Przez okna karety zaglądały gwiazdy złote; promyki ich przeglądały się w dwóch łzach co mi na rzęsach zawisły, i oświecały twarz mojego męża bardzo piękną, ale zimną i zamyśloną — o kasztance lub może... o niczem.
Taką była dla mnie pierwsza poślubna chwila. Silnem poczuciem dziecięcej prawie miłości, i głosem