Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z Londynu? Kasztanka, z białą strzałką — czysta rasa angielska, parole d’honneur!
Słowa te wielką zapewne stanowiły sprzeczność ze śpiewem pana Alfreda; alem ja wtedy ich nie pojęła. Obiły się one o słuch mój, i umilkły zgłuszone pięknym tenorem, który ciągle w uszach mi brzmiał — i tą pieśnią wewnętrzną, co mi już zaczynała śpiewać w piersi wyraz miłości.
Ciotka moja skinęła na mnie, dając znak że mamy odjeżdżać — a w tej samej chwili obok mnie stanął pan Alfred. Spłoniona, drżąca jeszcze cała, ze łzą powstrzymywaną w oku, spojrzałam na niego; i on patrzył na mnie swoim zwykłym zimnym wzrokiem. Ale nagle zobaczyłam, jak słaba iskra poczęła się zapalać w jego oku, na bladą twarz wystąpił lekki rumieniec; podał mi rękę i rzekł:
— Wkrótce odwiedzę państwa.
W tej właśnie chwili z wieńca mojego spadła gałązka białej konwalji, i osunęła się między krepowe fałdy. Podjęłam ją szybko, i podając panu Alfredowi drobny kwiatek, rzekłam:
— Czekam pana!...
I zobaczyłam jak jeszcze żywsza iskra zapaliła się w pięknem jego błękitnem oku. Wpół tylko przytomna pożegnałam obecnych, i pobiegłam za ciotką.
Szczegóły owego wieczoru rysują się w mojej myśli wyraźnie i jasno, bo on poniekąd stanowił o całej mojej przyszłości; on mię wwiódł na tę drogę, na