Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To będę dla pana mostem — odrzekł, i zaczął się spuszczać w parów.
— Prosta droga najkrótsza, rzekł pan Michał; uczyli nas tego w szkole, dowiódł dziś pan Rawicki, a i teraz oto idzie w parów. To mówiąc pan Michał zaczął także wstępywać na pochylą ścianę parowu a za nim pan Klemens.
Pan Heinrich popatrzył za nimi, otarł pot z twarzy, zawahał się przez chwilę, i machnąwszy ręką, powolnym krokiem poszedł gładką drogą w koło góry.
Z głębi rozległ się dźwięczny głos pana Karola śpiewającego francuzką pieśń. „En avant; freres!“ i głośny, swobodny śmiech pana Klemensa.
Po chwili z drugiej strony parowu, między krzewami zarastającego spadzistość góry ogrodu, ukazał się pierwszy Rawicki; skrzyżował ręce na piersiach i z uśmiechem patrzył w parów, po stromej ścianie którego wspinali się jeszcze inni. Pan Karol byłby najpierwszy może wydobył się na wierzch, ale zagorąco postępował; co się popchnął w górę, to się znów obsunął. I byłaby się na nim sprawdziła przepowiednia pana Heinricha, gdyby nie sosninka o którą się w swem zsuwaniu się zaczepiał gorący młodzieniec. Zbliżającemu się pod górny kraniec parowu podał pan Rawicki laseczkę swoją, i wyciągnął go na pochyłość wzgórza. W tych zapasach ze spadzistością parowu, umilkła nawet i pieśń pana Karola, ucichł śmiech Klemensa. Kto wyszedł, to stanął i zaczer-