Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Młodego człowieka coraz bardziej ogarniało wpół przykre, wpół roskoszne, ale gorące wzruszenie. Noc cicha i ciepła, wonie, blaski, z oddali dochodzące dźwięki muzyki i drżąca ręka kobiety złożona na jego ramieniu — wszystko to razem owiewało go upajającą, odurzającą niby opium atmosferą. W duchu nierad był z siebie i z tej dziwacznej, samotnej przechadzki — a jednak nie chciał wrócić i szedł dalej milcząc.
— Panie Tarnowski, odezwała się kobieta, jakto szczęśliwie żeś pan przyjechał tutaj. Pan ztąd nieprędko odjedziesz, nieprawdaż?
— Owszem pani, odrzekł żywo i jakby zmuszając się do mówienia Henryk, odjadę jak będę mógł najprędzej.
— Mój Boże, jakiś pan niedobry! szepnęła kobieta i ręka jej silnie zadrżała. Czyż pan niczego tu nie pożałujesz? czy pan o nikim wspomnienia ztąd nie wywieziesz?
Gdy to mówiła, sztucznem — a kto wie? może i prawdziwem wzruszeniem głos jej drżał; Henrykowi zdawało się że poczuł palący ogień jej ręki.
Po raz pierwszy po wyjściu z salonu spojrzał na nią; szła obok niego powoli, z twarzą podniesioną ku niemu, z oczami wpatrzonemi w jego twarz z wyrazem wpół namiętnym, wpół smutnym; a wązki promyczek księżyca tworzył nad jej złocistemi włosami srebrną aureolę, i czoło zalewał posępną bladością.