Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Brawo, Fryciu, brawo! — zawołali dwaj inni; jesteś genjalny chłopiec — najpewniej że to musi być rozwódka!
— Jużto jeżeli to ten Alfred Różyński którego ja znam, jest jej mężem, to chybaby warjatką była gdyby się z nim rozwiodła. Piękny panie chłopiec i bogaty! czegóż więcej trzeba?
— Masz rację Odziu — rzekł z miną wyroczni Frycio — ile ja znam kobiety! to są czasem dziwnie kapryśne stworzenia.
— Oj to prawda, mówił wzdychając Brynio; nie darmo Mickiewicz powiedział: Kobieto! puchu marny!
— Literat z naszego Brynia, rzekł śmiejąc się na całe gardło Odzio; no, a jak dalej!
— A djabli go tam wiedzą jak dalej! odpowiedział zderutowany młodzieniec.
Tak rozmawiając chodzili po dziedzińcu, paląc cygara i spoglądając ku gankowi domu, ażali się kto na nim nie zjawi, pan czy pani. Tymczasem wieczór zapadł zupełny; na dziedzińcu całkiem zciemniało, a okna nie oświecały się wcale z tej strony.
— Pójdźmy przejść się z drugiej strony domu, pod balkon; może ją zobaczymy! zaproponował jeden z młodych ludzi.
A z drugiej strony domu przepyszny roztaczał się widok. Ogród zielony, gęsto poprzecinany gładkiemi, żwirem usypanemi ścieżkami, pokrywał całą