Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ot! szlachciura! niezgrabidło i koniec! Nigdy w świecie nie wyszła-bym za takiego...
— Ani ja. Nam obydwom tutejsi kawalerowie nie w guście. My lubimy tylko młodzież miejską... co za porównanie!...
Kaprowski ukłonem i wdzięcznym uśmiechem podziękował za młodzież miejską, do któréj sam należał. W tém miejscu, Bahrewiczowa, która przedtém zniknęła była z bawialni, wniosła i postawiła na stole dwa półmiski, z których na jednym skwierczały jeszcze smażone kiełbasy, a na drugim dymiła się jeszcze barania pieczeń. Bahrewicz gościa na wódeczkę zapraszał, Bahrewiczowa, krojąc pieczeń, starszą córkę, Karolcię, łokciem w ramię trąciła:
— Skocz-no do kuchni, przynieś kartofle smażone...
Panienka nie odpowiedziała nic, ale zrobiła minkę bardzo poważną, odwróciła się i, skubiąc kokardę przy staniku, zwolna, sztywnie odeszła ku piecowi. Tu już, po napiciu się wódeczki, przystąpili do stołu obaj panowie. Zapytany, czém służyć sobie pozwoli, pan adwokat oświadczył, że kiełbas nie jada, ale o pieczeń prosi... Bahrewiczowa, młodszą córkę Rózię z lekka dłonią w plecy uderzyła.
— Kartofle smażone do pieczeni... skocz do kuchni...
Panienka nie odpowiedziała nic, ale zrobiła minkę poważną, odwróciła się, i zwolna, sztywnie ku oknu