Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Niemeńska załamała ręce.
— Boże wielki! — szepnęła — dziwne są wyroki Twoje! miałaż-by ona pokochać go teraz!... — Topolski bywał w Niemence często... tak często, jak tylko mu pozwalały liczne, a obowiązkowe już teraz, jego zajęcia. Gdy kilka dni nie przychodził, Wincunia miała się znacznie gorzéj; gdy przybywał, ożywiała się, weselała, i chwilami wydawała się zdrową; ale gdy oddalił się, wpadała w większe jeszcze, niż wprzódy, osłabienie. Bolesław, z taktem i ostrożnością wielkiego serca, unikał wszystkiego, coby mogło jéj przypomniéć dawny ich do siebie stosunek. Przychodził do Niemenki zawsze pogodny, niemal wesoły, i z powierzchowności jego nikt-by odgadnąć w nim nie mógł najmniejszego wewnętrznego cierpienia. Raz tylko, gdy, po widzeniu się z doktorem w X. i długiéj z nim rozmowie, przyjechał do Niemenki, witając go, rzekła z niepokojem:
— Mój Boże! co panu jest? takiś pan dziś blady i zmieniony!
Bolesław uśmiechnął się swobodnie i odparł:
— Miałem w tych dniach mnóztwo kłopotliwego zajęcia, to mię trochę zmęczyło...
Dnia tego doktor powiedział mu, że stan Wincuni pogarsza się znacznie i mało zostawia nadziei wyzdrowienia.
— Słuchaj pan — mówił lekarz — nadaremnie