Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spraw swego wielkiego majątku. Szacowała ona niezmiernie miejscowego proboszcza, i na jego zaproszenie chętnie zgodziła się uczestniczyć w zebraniu. Wielka pani, młoda jeszcze i pełna zewnętrznego wdzięku, znalazłszy się między szlachecko-demokratycznym tłumem, zdawała się całkiem zapominać o swym tytule i bogactwie; była uprzejmą, wesołą, pełną prostoty, czém od razu ujęła sobie wszystkie serca. Niedaleko hrabiny między młodemi kobietami siedziała Wincunia, skromnie ale bardzo gustownie ubrana. Zupełnie była spokojną na pozór, nawet rozmawiała z ożywieniem, ale wszyscy jéj znajomi od razu uczynili uwagę, że od pewnego czasu zbladła i zmizerniała widocznie. Kiedy uwaga ta doszła do jéj uszu, młoda kobieta stała się jeszcze weselszą i rozmowniejszą, a tylko kiedy niekiedy zamyślała się i zatrzymywała na chwilę wzrok na twarzy Bolesława, który w drugim końcu pokoju rozmawiał z kilku sąsiadami. Harmonia, wesołość, i kordyalność panowała w całém zebraniu; częste wybuchy śmiechu gospodarzy i młodzieży unosiły się nad całym gwarem i mieszały się ze słowami poważniejszych rozmów, jakie się toczyły wkoło hrabiny, proboszcza, pana Tomasza i Topolskiego. Wszyscy nastrojeni byli na ton serdeczny i wesoły i nikt nie spostrzegł, że były w zebraniu dwie twarze, po których przebiegał chwilami wyraz silnego, a szybko powściąganego wzruszenia, twarze, których spojrzenia często spoty-