Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nareszcie na jeżdżenie tą nieszczęśliwą karetą? ale jakoś zbuntowała się na dobre jéj wola i rozum za nic ustąpić nie chciał. Rzekła do siebie: Oleś namyśli się i sam zrozumié, że była-by to niedorzeczność! Jéj już i ten kocz, którym od ślubu jeździć zaczęła, dziwnym wydawał się z razu i ledwie do niego przywykła; ale wtedy, w owém piérwszém półroczu, ona sama nie wiedziała, jak, czém i gdzie jedzie, byleby on był przy niéj; teraz co innego: za nic nie mogła pogodzić się z myślą uczynienia tego, co uważała za śmieszne, a nawet mogące zgubne skutki prowadzić za sobą. Powtórzyła więc nazajutrz mężowi, że może sobie karetę oddać komu lub sprzedać, bo ona za nic nie odważy się wsiąść do niéj, i znowu chciała go przeprosić za sprzeciwienie się jego woli, ale on gniewnie usunął ją od siebie i dwa dni nie przemawiał do niéj i nie odpowiadał, gdy co do niego mówiła.
Dwa dni Wincunia płakała ciągle...
Była więc chmura na ich niebie, ale wkrótce pierzchnęła, rozwiana zjawieniem się małego aniołka. Po urodzinach, które o mało nie pozbawiły życia Wincunię, Alexander milionem pocałunków okrywał jéj ręce, zdawało się, że wróciła mu cała czułość dla żony. Potém nastąpiły bardzo huczne chrzciny, tém huczniejsze, że były zarazem fetą pożegnalną, wyprawianą dla państwa Snopińskich, którzy opuszczali Adampol.