Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciekawym, czy téż zagadają się tak, od serca? Patrzył i patrzył, a młoda para nie mówiła nic do siebie: chciał już odejść, bo go sfatygowało długie obserwowanie, gdy nagle spostrzegł, że Alexander odwrócił nieco twarz od żony i skrycie ziewnął; pobudzona tém Wincunia odwróciła się także i ziewnęła.
Sąsiad zrobił wielkie oczy. A! — pomyślał — ten stary oryginał, to czarownik chyba! jak on odgadł, że oni muszą albo zagadać się, albo poziewać! Spojrzał na Snopińskich, znowu całowali się, ale w oczach ich było coś, co zakrawało na poziewanie i sąsiad, odwracając się, mimo woli powtórzył słowa pana Tomasza: kiepsko, mospanie!
Nie ulega jednak najmniejszéj wątpliwości, że państwo Snopińscy przez piérwsze półrocze swego pożycia byli zachwyceni sobą, życiem i całym światem. Nic nie robili, tylko bawili się i kochali, jeździli po sąsiedztwie, spraszali do siebie gości; Alexander sprowadzał dla żony z miasta suknie, kwiaty i różne cacka, Wincunia cieszyła się nowemi sprzętami w domu, ustawiała je, zdobiła pokoje kwiatami, sama codzień inaczéj zaplatała włosy, pytając się lusterka: czy w takiém uczesaniu podobam się więcéj Olesiowi? Oleś jéj powtarzał ciągle, że ona jemu zawsze, w każdym stroju i w każdéj chwili, podoba się i podobać się będzie wiecznie; ale ona chciała więcéj, jeszcze więcéj i nie wiedziała już, jakich barw dobrać do ubrania, w jakie-by najmisterniejsze zwoje upleść włosy, żeby