Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Jerzy parsknął śmiechem.
— Oj lekcye! — zawołał — wolał-bym, żebyś ich nie brał!
— Bo papo niesłusznie uprzedzony jest do pani Karliczowéj. Zdaje mi się, że stosunki z taką bogatą obywatelką i światową damą honor mi przynoszą.
— Większy-by ci honor przyniosło, gdybyś czémkolwiek porządnie a pracowicie zajął się — odparł pan Jerzy i, machnąwszy ręką, opuścił pokój.
— Moja mamo — rzekł po wyjściu ojca Alexander — jaki téż papo dziwny jest czasem. Chciałby, żebym siedział w domu, jak zaklęty, i pracował, jak jaki parobek. To dobre dla takiego szaraczkowego szlachcica, jak Topolski, któremu trzydziestka już minęła i który świata nie widział, ale nie dla mnie.
— Niéma co uważać na gdéranie ojca, Olutku! zwyczajnie stary a skłopotany, pogdérze trochę i przestanie — odpowiedziała Snopińska, głaszcząc syna po złocistych kędziorach. — Czy tobie naprawdę tak podobała się ta panna Niemeńska?
— Naprawdę, kochana mamciu, jeszcze mi żadna panna nigdy tak się nie podobała. I wié mama co? postanowiłem sobie koniecznie tego Topolskiego od niéj odsadzić. Wyswatam jéj potém kogoś stosowniejszego dla niéj — dodał z uśmiechem.
— Ja myślę, że to trudno będzie, oni już z sobą podobno od roku zaręczeni.