Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zywały zieloną ścianę drzew i kilka klombów pod gankiem.
Przez te drzwi ogrodowe weszła po krótkiéj chwili pięćdziesięcioletnia przeszło pani Niemeńska, w białym czepeczku i w okularach, a za nią, zdyszana i zarumieniona od biegu, ukazała się Wincunia.
Nastąpiły prezentacye i oświadczenia pani Niemeńskiéj, że szczęśliwą jest, widząc u siebie tak czcigodnego i znanego powszechnie gościa, co wszystko połączone było ze staroświeckiemi i nieco pretensyonalnemi ukłonami gospodyni domu. Poczém usiedli wszyscy i rozmowa potoczyła się żywo, dzięki wielomówności pani Niemeńskiéj i światowéj łatwości obejścia się pana Andrzeja. Najmniejszy udział w niéj brał Bolesław. Stał się on małomównym, zamyślonym, tylko, gdy wzrok jego spotykał się z oczyma Wincuni, po twarzy mu przebiegały niby iskry i promienie.
— Pan dobrodziéj na całe lato zamieszkał w Adampolu? — pytała pani Niemeńska pana Andrzeja.
— Z wyjątkiem kilku wycieczek, które trwać będą po parę tygodni — odpowiedział gość — ale, gdy to mówił, Wincunia ze szczególném zajęciem spojrzała na niego, jakby uderzyła ją i zainteresowała wiadomość, że on przebywa w Adampolu. Nikt na to uwagi nie zwrócił, a pani Niemeńska pytała daléj: