Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

będzie to trochę oryginalny postępek z méj strony, ale mam nadzieję, że znajome pańskie przebaczą turyście i staremu dziwakowi chęć poznania ich, jaką pan obudziłeś we mnie. Pójdźmy!
Bolesław jednym skokiem wpadł do wnętrza domu i przyniósł gościowi swemu jego kapelusz.
— Jeden jeszcze warunek, kochany mój i uprzejmy gospodarzu — rzekł pan Andrzéj. — W Adampolu będą niespokojni o mnie, jeśli przed zachodem słońca nie wrócę; racz-że tam posłać kogo z uwiadomieniem, że się tu znajduję i z prośbą ode mnie, aby dziś wieczorem przysłano tu moje konie po mnie.
— O, na to ostatnie nie zgadzam się — zawołał Bolesław — gońca z uwiadomieniem poślę, ale koni nie trzeba, bo pan mojemi odjedziesz, i nie dziś, ale jutro. Chcąc nie chcąc, musisz pan u mnie przenocować, jesteś moim gościem, a po staropolsku, gość to niewolnik, który nie ma prawa wyjechać, kiedy chce, ale kiedy gospodarz domu go wypuści, wymógłszy wprzód obietnicę, że prędko wróci do swego chwilowego więzienia.
— Ha! — rzekł pan Andrzéj — niechże i tak będzie. Miło mi i dobrze z panem, to i po cóż mam się wyrywać. Na żadną exkursyą i tak nie wybierałem się jutro.
Uścisnęli się serdecznie, po prostu. W uściśnieniu tém nie znać było, że jeden z nich bogatym człowie-