Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w nim pani Karliczowa, wdówka, no, już nie piérwszéj młodości, ale cudo kobietka, słowo daję! wesoła, żywa i bardzo grzeczna, choć bogata. A oczki jakie ma! oh! o! w tych oczach wiele jest sekrecików, tylko dobrze przypatrzéć się trzeba. O jednym z nich ja wiem; bardzo miły sekrecik, słowo daję.
I uśmiechnął się ze znaczącą miną.
— To tylko pewna — ozwał się żartobliwie pan Andrzéj — że gdybym był kobietą, nigdybym panu nie dał żadnéj pamiątki, ani powierzył żadnego sekretu.
— A to dla czego, panie dobrodzieju? — zawołał Alexander.
— Bo pamiątki pan pokazujesz, a o posiadaniu tajemnicy głośno opowiadasz. To trochę kompromituje damy.
Alexander spuścił oczy i zarumienił się mocno; w téj saméj chwili wstano od stołu.
W pół godziny po obiedzie pan Andrzéj rzekł do gospodarza domu:
— No, kochany przyjacielu, ponieważ dość długo mam tu u was pozostać, przeznaczyłeś mi zapewne osobny kąt jaki. Zaprowadź-że mnie do niego, bo chcę odpocząć po długiéj podróży i list napisać do syna.
Pan Jerzy poprowadził gościa przez kilka pokojów ze szlachecką przybranych prostotą, a nawet po części gospodarskiemi zarzuconych gratami, aż weszli na wązki kurytarz z obu stron którego było po parę drzwi.
— Wybrałem dla ciebie, Andrzeju — rzekł gospo-