Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale Meir zwolna postąpił naprzód i, chyląc nizko głowę przed rozgniewanym starcem, wymówił:
— Pokój tobie!
Na dźwięk głosu tego, o łagodném, głębokiém brzmieniu i wymówionych przezeń wyrazów, które błogosławieństwo i prośbę o zgodę zawierały w sobie, starzec umilkł, opuścił się ciężko na nizkie swe siedzenie i po długiéj chwili dopiéro, żałośliwym już tylko, jęczącym głosem mówić zaczął:
— Po co ty do mnie przyszedłeś! Rabbanitą jesteś i prawnukiem potężnego Seniora. Ciebie wyklną twoi, gdy zobaczą, że ty mój próg przestąpiłeś, bo ja ostatnim Karaitą jestem, co tu pozostał, ażeby gruzów świątyni naszéj i popiołów naszych ojców strzedz! Ja nędzarz! ja żebrak! ja wyklęty przez twoich! ja ostatni Karaita!
Meir słuchał żałośliwych słów starca w milczeniu, pełném szacunku.
— Rebe! — ozwał się po chwili, — ja przed tobą nizko głowę moję pochylam, bo trzeba, żeby sprawiedliwość na świecie stała się i żeby prawnuk tego, co wyklinał, pokłonił się prawnukowi wyklętych...
Abel Karaita słuchał wyrazów tych z uwagą wielką nadstawiwszy ucha. Potém, milczał jeszcze długo, jakby znaczenie ich w zmęczonym umyśle swym rozważał, aż nakoniec zrozumiał je całkiem i szepnął:
— Pokój tobie!
Gołda stała z ramionami skrzyżowanemi na piersi i w Meira wpatrywała się, jak w obraz święty wpatrują się pobożni. Usłyszawszy wyraz pokoju, wychodzący z ust dziada, przysunęła Meirowi jeden z dwóch stołków znajdujących się w chacie, wzięła z kąta izdebki mały, lśniący dzbaneczek i wyszła do sieni.
Meir usiadł opodal nieco od starca, który pogrążył się znowu w swéj robocie i zrazu szeptać cóś zaczął. Po chwili szept ten stawał się coraz głośniejszym, aż przemienił się w chrypliwe i drżące opowiadanie. Opowiadania takie były snadź ciągłym zwyczajem Abla. Miał on ich pełną pamięć i pierś, i niémi sobie nędzne życie swe rozpromieniał.
Pierwszych wyrazów, szeptem przez Abla wymówionych, Meir nie dosłyszał, i wtedy dopiéro pochwycił wątek słów jego, gdy starzec głośniéj zaczął:
— „Nad brzegami Babilonu siedzieli oni płaczący, a wiatr jęczał w lutniach ich, które sobie z ojczyzny przynieśli i w smutku zawiesili na drzewach.
„I przyszli do nich panowie ich i mówili: „Weźcie do rąk waszych te lutnie wasze, grajcie i śpiewajcie!“ A oni odpowiedzieli: „Jakoż grać i śpiewać będziemy na ziemi wygnania, kiedy język nasz usechł od wielkiéj goryczy, a serca nasze wołać umieją tylko: Palestyna! Palestyna!“ Ale rzekli do nich panowie ich: „zdejmcie z drzew lutnie wasze, grajcie i śpiewajcie!“
„Wtedy prorocy Izraela obejrzeli się na siebie i zapytali: kto z nas pewny, że męki wytrzyma, a grać i śpiewać nie będzie na ziemi wygnania?
„A kiedy nazajutrz przyszli do nich panowie ich i powiedzieli: zdejmcie z drzew lutnie, grajcie i śpiewajcie!