Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kolwiek względem? Chciałbym przecież... staram się... zdaje mi się, że jestem zupełnie... zupełnie takim, jak byłem zawsze.
Podniosłam na niego wzrok. Gorączkowy prawie niepokój był w jego oczach.
— Tak; odpowiedziałam, siląc się na wydawanie głosu, który nie chciał mi wychodzić z piersi — znajduję w istocie, że jesteś dziś zmienionym.
— A! zawołał z pośpiechem, być może! być może miałem w ostatnich dniach wielkie zmartwienie, poniosłem znaczną pieniężną stratę, a najprzykrzejszą tém, że stała się w skutek własnéj mojéj nieuwagi i zaniedbania.
Wstał i, chodząc po pokoju nierównym, śpiesznym krokiem, opowiadał mi, jak został niedawno wprowadzonym przez spólnika swego w matnią, przykrą niebezpieczną, z któréj wydobyć się mógł kosztem zaledwie strat znacznych i dotkliwych. Z trudnością skupiałam myśl moję, aby wniknąć w treść i znaczenie sprawy, którą mi opowiadał, ale to tylko z niéj pojmowałam najjaśniéj, że piérwszy raz, odkąd zamieszkaliśmy pod jednym dachem, nie wiedziałam o przykrych zajściach, które spotkały Michała.
Usiadł znowu i przeciągając dłoń po zbrużdżoném czole, wymówił więcéj do siebie, niż do mnie.
— Co prawda, wszystko to stało się z własnéj mojéj winy. Od jakiegoś czasu mniéj pilnie czuwam nad interesami, niż zwykle... mniéj o nie...