Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nęłam przed progiem i doświadczyłam uczucia takiego, jakbym nagle budziła się z burzliwego snu...
Dlaczegóż ten człowiek właśnie cierpiéć miał, a nie tamten? komu przyrzekałam wierną przyjaźń i pomoc? temu, czy tamtemu? Jakież są winy jego, przeciw mnie popełnione? Czy z ręką na sumieniu położoną mogę powiedziéć sobie, że nie mam dla niego szacunku, tego najkosztowniejszego dyamentu w skarbnicach rodzin? Czyż jestem, jak tyle innych kobiet, niewolnicą, zmuszoną poddawać się uściskom mężczyzny ze wstrętem, ze wzgardą, na mocy lekkomyślnie wyrzeczonéj przysięgi i despotycznéj woli władzcy i pana? Nie; jestem kobietą, która w wieku dojrzałości i rozwagi stanęła obok człowieka tego i stała przy nim dotąd, dumna, wolna, szanowana, nie czująca ani kajdanów przymusu, ani grubiańskiéj woli tego, który umiał zawsze szanować jéj wolę! Tamte mają prawo rwać węzły, które im niosą męczarnią i spodlenie. Ja... znajdowałam obok niego cnotę spokojną, a dzisiejszéj męczarni mojéj cóż on winien?
Burza namiętności spadła na dno méj piersi i wrzała tam tłumioną rozpaczą, ale słowa, z jakiemi tu przyszłam, zamarły mi w gardle...
Michał nie spostrzegł mię z razu. Stałam więc w progu i przez długie kilka minut przypatrywałam się mu z nagle powstałém zdziwieniem. Takim, jakim ujrzałam go, nie widziałam go nigdy. Zwykła energia postawy jego i pogoda twarzy zniknęły. Sie-