Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jesteśmy blizkimi sąsiadami — rzekłem, wskazując dom mój.
— Tak — odpowiedziała — mąż mój mówił mi o tém. Szczególna to rzecz — dodała po chwili — że w ostatnich latach, często słysząc o panu, ani domyślałam się, że jesteśmy z sobą znajomi...
— Wszakże — zauważyłem — pani nie raczyłaś przed chwilą przelotnemu spotkaniu naszemu przyznać prawa do nazwy znajomości...
Nie wiem, doprawdy, dlaczego, ale czułem gwałtowną chęć dokuczenia jéj tą uwagą. Nie osiągnąłem celu. Podniosła na mnie śmiałe swe, jasne oczy, i odpowiedziała:
— Omyliłam się. Można w istocie spędzić z kimś kilka godzin i poznać go dobrze. Z nami stać się to mogło podówczas tém łatwiéj, że byliśmy bardzo młodzi.
Wskazała mi fotel przy jednym z małych stolików i sama usiadła.
— Czy pan całe te dziesięć lat przepędziłeś w miejscu, do którego udawałeś się wtedy? — zapytała.
— Tak, pani — odpowiedziałem.
Odkąd wszedłem do tego przyćmionego, miękkiego pokoju, ogarnęło mię nieprzezwyciężone zamyślenie. Doświadczałem uczucia gniewu czy żalu, z którego przyczyn zdać sobie sprawy nie mogłem. Mil-