Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla tego może właśnie, iż widziałam go od dzieciństwa, nie przypatrywałam się nigdy z wyłączną uwagą. Obrazów w domu naszym było wiele. Znaczenie niektórych z nich tłómaczono mi starannie. O tym nikt mi nigdy nic nie mówił, a kiedy, małém dzieckiem jeszcze będąc, zapytałam raz: co to za pani?
Nauczycielka moja, po chwili widocznego wahania się, odpowiedziała: to nikt, Marciu, to fantazya! Odtąd, ilekroć przychodziło mi wymienić po imieniu portret kobiety, wiszący w pokoju mojego ojca, nazywałam go: fantazyą!
Teraz, po przejściu piérwszego wrażenia, zaczęłam przypatrywać się portretowi, tak, jak gdybym go po raz piérwszy w życiu widziała. Przedstawiał on kobietę dwudziestokilkoletnią, niepospolicie piękną, w sukni z czarnego aksamitu, z surową prostotą obejmującéj kibić i z białym kwiatem w ciemnych warkoczach. W ubraniu tém, jak i w postawie kobiety, był wdzięk arystokratyczny, złożony z zaniedbania, połączonego z wytwornością, z miękkości nie ukrywającéj zupełnie tłumionéj energii. Być może, iż te-to właśnie tłumione, czy nierozwinięte siły serca, czy wyobraźni, czy zmysłów, pokrywały jéj delikatne rysy bladością, z za któréj przebijać się zdawały ogień i krew, a źrenice jéj, patrzące z pod długiéj powieki, malowały barwę ciemnego złota. Czoło