Strona:PL Eliza Orzeszkowa-I pieśń niech zapłacze.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sokie drzewo oparty stał spokojnie, tak jak ona nieruchomo stała pod szarymi porostami, okrywającymi drzewo. Byli tak od siebie oddaleni, że nie mogli dostrzegać wyrazu swoich oczu i widzieli tylko twarze swoje, blade na tle jesiennych pozłot lasu. Przyleciał powiew wiatru, obudził nad ich głowami cichy poszum sosen i przejął drżeniem paprocie. Ramiona i usta stojącej nad paprociami kobiety drżeć zaczęły także i razem z cichym szmerem paproci przypłynął do niego jej szept żałosny.
— Cóż ja ci dam?... co powiem?
I nagle ręce załamane przed siebie wyciągając, z wybuchem niepokonanym, zawołała:
— Ja kocham cię... Czesławie!...
Potem jeszcze mówiła ciszej:
— Niechże to słowo... niechże to słowo będzie ci pamiątką odemnie... na oddalenie... na rozłączenie... na zawsze...