Strona:PL Eliza Orzeszkowa-I pieśń niech zapłacze.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
VI.

Była potem w Polance noc pełna przestrachu. Janina wróciła z przechadzki pod wierzby wieczorem późnym, sama jedna i od brzegu lasu już poczęła wołać szwagra. Spotkawszy się z Jerzym, pochwyciła go za obie ręce.
— Nie wrócił? Czy nie wrócił? — zapytała.
— Nie; niema go tu... Dziwiliśmy się, że tak późno...
Ona wtedy, drżąc i z siłą nadzwyczajną ręce jego ściskając, o czemś mu przez chwilę mówiła bardzo cicho, aż Jerzy z oczyma przelęknionemi począł wołać na służbę o konie, o latarnie, o przywołanie jak najprędsze poblizkich stróżów leśnych. Pół godziny nie upłynęło,