Strona:PL Eliza Orzeszkowa-I pieśń niech zapłacze.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dotykał ledwie dostrzegalny i szybko znikający uśmiech, jakby krótkie drgnięcie uczutej rozkoszy.
Wtem, przed oczyma idących stało się widno, przestronno, kolorowo, a na twarzach i w oddechach swych uczuli niewymowną świeżość i wonność.
Z dusznej gęstwiny wyszli na łąkę leśną, pełną powietrza i zapachów, roziskrzoną od gorejących w słońcu barw ziół i kwiatów.
Była to łąka nieskoszona jeszcze, bajecznie żyzna, otoczona wielkiem kołem lasu, przedziwnie bogatego w rozmaitość kształtów i odcieni. Nie brakło mu żadnego gatunku drzew, w strefie tej żyjących i dlatego oczy patrzących rozbiegały się po zielonościach prawie czarnych, majowo-jasnych, złotawych, srebrnych, migocących, jak miryadami iskier, białemi podszewkami liści. Przy powiewach wiatru wszystko to mieszało się z sobą, zasuwało i rozsuwało drżące firanki, płynęło napowietrz-