Strona:PL Eliza Orzeszkowa-I pieśń niech zapłacze.djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

smażyła, albo borykała się z dziećmi, które tę wspólność mają z narodami dzikimi, że strasznie nie lubią mydła. Obie tę elegancyę, czy ten dobry smak mają już we krwi.
Przestał mówić, bo Janina nadchodziła. Nie miała już na sobie wielkiego fartucha, tylko tę różową, codzienną suknię, z białym puchem muślinu u szyi. W ręku niosła słomiany kapelusz. Śpieszyła tak, że aż była zdyszana i tak samo jak od Czesława biła od niej radość.
— Jeszcześmy ani razu wspólnie z panią nie byli w lesie.
Odpowiedziała ze śmiechem:
— Zdarza się, że zdarzają się rzeczy, które nigdy przedtem się nie zdarzyły.
A on z powagą zabawniejszą od śmiechu, odpowiedział:
— Stylistyka nadzwyczajna, lecz prawda zaprzeczeniu nieulegająca.
Ale ona była już daleko. Spostrzegła o kilkanaście kroków rosnące kwiaty,