Strona:PL Eliza Orzeszkowa-I pieśń niech zapłacze.djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozkwieconym pękiem w ręku biegła dorosła kobieta w różowej sukni, która o kilka kroków od ganku zdyszanym głosem zawołała:
— Le reine est morte, vive le roi! Przekwitła konwalia, rozkwitł storczyk! Oto... żniwo!
Ostatnie słowa wymówiła głosem podciętym, bo spostrzegła stojącego obok Krystyny mężczyznę.
— Janko, czy nie poznajesz?
Poznali się nawzajem i byli tak zdumieni, że na chwilę oniemieli.
— Pan... tu?
Z głębokim ukłonem dotknął ustami jej ręki.
— Góra z górą...
Nie dokończył. Podnosząc głowę, spotkał się oczyma ze spojrzeniem dwojga oczu szafirowych, szeroko otwartych, rozbłysłych i pomyślał: Gwiazdy!
— Nie spodziewałem się panią tu znaleźć...