Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

góry ku rzece, z innéj łączyła się z dalszemi częściami miasta mnóstwem zaułków wązkich, krętych i ciemnych. Tu i owdzie, u wejścia do zaułków tych, szczątki bram wysokich a sklepistych szeptały do ucha miejscowych mieszkańców stare, mroczne legendy. Ktokolwiek dość ciekawym był i odważnym, aby przebyć w całéj długości jeden z zaułków, jednę raczéj z ponurych tych szczelin, których środkiem biegły wody cuchnących ścieków, ten u wyjścia z pomiędzy dwóch ścian, utworzonych z murów wysokich, zczerniałych i wilgoć sączących, popadał w dziwaczny, kręty labirynt uliczek i placyków, domków i chałup, podwórek i ogródków. Najbieglejsze oko nie zdołałoby tu odkryć żadnéj linii prostéj i pewnéj, żadnego rysunku, zwiastującego plan jakikolwiek. Niezliczone zda się uliczki, brukowane i niebrukowane, gęste ścieżyny biegły tu w kierunkach przerozmaitych, krzyżowały się ze sobą, dosięgały ciasnych nieforemnych placyków, urywały się, znikały i kędyś za płotem jakimś lub podwórkiem odradzały się, aby w nowych skrętach zbiegać po stoku góry i zniknąć nad piaszczystym brzegiem rzeki, w cienistéj głębi wąwozu, lub za spróchniałą ścianą domostwa.
Z obu stron przejść tych błędnych widać było po przez płoty przegniłe i nawpół rozwalone podwórka podługowatego kształtu, chropawym brukiem opatrzone, śmieciem i kałużami okryte, z nadpróchniałemi stajenkami i spichrzami w głębi, z jękliwie a wiecznie skrzypiącemi bramami, z wieczną téż, napełniającą je mgłą wilgotnych, ciężkich, duszących wyziewów. Budynki podwórka te okalające drewniane były, szare aż do zczerniałości; dachy miały wklęsłe, wysokie a dziurawe, okienka mętne, z drobnych, zielonkawych szybek złożone. Tu i owdzie leżały