Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chyliła się i uśpione dziewczynki w rumiane twarzyczki całowała. Zapaliła potem swój ogarek i idąc ku drzwiom, zwróciła się jeszcze do Michaliny.
— Czy wiész pani, rzekła, że wychodzi u nas na tydzień pud masła i głowa cukru? Mięso sprowadzamy z miasteczka całemi sztukami, od dwóch lat już na kredyt dzięki Bogu! Oj! będzie kiedyś biéda, będzie!
Odeszła.... Michalina siedziała chwilę zamyślona, potém zarzuciła na głowę chustkę i wśród ciemności zalegającéj dziedziniec podążyła szybko ku blizkiéj oficynie. W oknach tam już było ciemno: w jedném z nich tylko błyszczało małe światełko. Michalina, kierując się wskazówkami od służącéj otrzymanemi, poznała że było to okno pokoju jéj brata. Omackiem znalazła drzwi z brzega zaraz małego korytarzyka umieszczone i zastukała do nich zlekka.
— A któż tam jak mara włóczy się po nocy? czy nie pan Hryhory czasem? Proszę, proszę! — ozwał się z wnętrza pokoju głos pana Pawła.
W niewielkiéj izbie, z brudnemi ścianami i skąpém, prostém bardzo umeblowaniem, siedział przy stoliku pan Paweł. Nie miał na sobie surduta, tylko kamizelkę, z któréj wyłaniały się rękawy grubej koszuli. Surdut leżał na kolanach swego właściciela, który w jednéj ręce trzymając jego połę, drugą pilnie i z nadzwyczajną uwagą łatał kawałkiem sukna znajdującą się w niéj dziurę. Ogromna ręka jego, uzbrojona w igłę długą nitką nawleczoną, niezgrabnym ruchem wybiegała ponad schyloną głową.
Nie podniósł głowy i nie przerwał roboty swéj wtedy nawet, gdy otworzyły się drzwi od korytarza.