Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Naléj piwa do szklanek, zwróciła się do lokajczyka pani Adela.
Niezgrabny chłopiec z wiecznie rozjątrzoną miną, krążył wokoło stołu z karafką w ręku. Pan Paweł, trzymając szklankę w górę wzniesioną, w miarę jak płynu ciemnego do niéj przybywało, wołał:
— Do.... do.... do....
Lokajczyk nalewać przestał.
— Do.... do.... doléj! skończył pan Paweł.
Dowcip ten pobudził do głośnego śmiechu wszystkie dzieci, z wyjątkiem poważnego Apolka, i wszystkich rezydentów, z wyjątkiem pani Konaszewiczowéj, która wzgardliwie na dowcipkującego spojrzała i szklankę swą z gestem pełnym dystynkcyi ku lokajczykowi wyciągnęła.
— Proszę o piwo! wyrzekła każdą zgłoskę z osobna wymawiając, jak to czynić zwykli wielcy panowie i wielkie panie.
Panna z białą chusteczką dokoła żółtéj, chudéj twarzy uśmiechnęła się kwaskowato.
— Nie pojmuję, rzekła, jakim sposobem osoba tak delikatna, jak pani Eustachia, może pić piwo.
Wypowiedziała to tak prędko, że głoski zdawały się w jéj ustach gonić jedna drugą ze szczególną zawziętością i zjadać się wzajemnie.
— Nie pojmuję, odparła zaczepiona, dzieląc starannie wymawiane sylaby, jakim sposobem osoba tak pobożna jak panna Antonina, może wtrącać się w to, co do niéj nie należy.
Obie panie zwróciły się ku sobie. Czarne małe oczki panny Antoniny biegały i błyskały; pani Eustachia pulchne policzki wydęła i powieki wzgardliwie zamrużyła.