Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wtedy od zadania, które mi spełniać rozkazywał, a którego przyrodzenie moje znieść nie mogło. Szesnaście lat zaledwie ukończyłem, kiedy rozkazał, abym u boku doświadczonego już Bubaresa, dozorował niewolników, dobywających złoto z wnętrzności Tmolosu. Żadna fantazya, Melisso, nie wynajdzie tego, na com ja wówczas patrzył. W podziemnym chłodzie, w wiecznej ciemności, tylko dymnemi światłami lamp rozpraszanej, tysiąc ciał nagich, od pracy nadludzkiej zczerniałych, od chłosty zakrwawionych, uderza tam młotami w cieknące wilgocią, okryte pleśnią, skały. Nic tam nie słychać oprócz stukania młotów, świstu biczów, grubego krzyku dozorców i cichych jęków, szemrań, przekleństw uciśnionych. Silny Bubares, z podniesioną głową stał nad wszystkimi, groźby i chłosty spuszczając na starszyznę, która ze zdwojoną przez strach zaciętością osypywała niemi najniższych. Ja zaś, łzami zrazu zalany, z piekielnej tej czeluści uciekałem na jasne pola i, jak skrzywdzone a nic nie rozumiejące dziecko, cicho skarżyłem się słońcu. Raz przecież, szalonym gniewem zdjęty, z rąk jednego z okrutników wydarłem bicz i smagnąłem go nim po obliczu, tak, że całe krwią się zalało. Bubares zgromił mię za to,