Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pływał morza, razem ze mną stawał na rynkach największych miast twego państwa. Kiedy byliśmy sami, często porwany natłokiem myśli, do niego, jak do człowieka przemawiałem o moich nadziejach, rachubach, troskach, kiedy tłum nas otaczał, żadnem poruszeniem nikomu nigdy zła on nie wyrządził, ani mnie w moich czynnościach i mowach przeszkodził. Nie dziw też, królu, że kocham go, jak dawnego, dobrego przyjaciela i że zarówno kochają go wszyscy moi. Ta okazywana mu przyjaźń i wolność, której zażywa w domu moim, zniszczyły w nim wszelką zwierzęcą dzikość, a nadały mu niemal ludzką pojętność i poufałość. Dzieci moje, odkąd tylko podrastać zaczęły i najlepsze moje sługi, codziennie od lat wielu i o tej jednej porze przywołują go na ten taras, gdzie pożywienie wymyślne z rąk ich otrzymuje. Tym sposobem niezgrabne jego nogi przyuczono do wstępowania na schody, a w pamięci wyryto, że o tej porze dnia właśnie tu się znajdować i przysmakami, których pożąda, cieszyć się powinien. To go skłoniło, że i dziś także szedł tam, gdzie przebywać nawykł, a nie zraziły go niezwykłe w tem miejscu widoki i gwary, bo na rynkach Ekbatany, Kelanei, Teb, Sardes, Abydos i mnóstwa