Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/025

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A przecież, przecież wracasz, Auguście! zawołała cierpko; sądziłam że dziś nie będę już miała honoru widzenia pana!
Mężczyzna położył tekę na stole, i siadając odrzekł spokojnie:
— Wróciłem dziś później niż zwykle, bo miałem w biórze pilną pracę, której nawet część nie skończoną przyniosłem do domu, aby ją w nocy ukończyć.
Kobieta zaśmiała się głośno, ostro.
— Praca! praca! — zawołała, to tylko wymówka, aby w domu nie siedzieć, aby mnie widzieć jak najmniej! Zapewne znalazłeś za domem milsze jakie od mego towarzystwo, w którem ci czas przyjemnie upływa! Co? mówże! nie żenuj się! — męcz mię, morduj, zabijaj do reszty!
Głos jej drżał i chrypł coraz bardziej, zapadłe oczy błyskały i palce szarpały suknię.
Po ustach młodego mężczyzny smutny przebiegł uśmiech, ale wzrok jego głęboki i łagodny spokojnie utkwił w rozognionej twarzy kobiety.
— Anastazjo! — wyrzekł z wielkim spokojem, znowu dziś rozdrażnioną jesteś! — uspokój się, bo bardziej cierpieć będziesz!
Cierpieć! cierpieć! krzyknęła kobieta; alboż mogą być większe cierpienia jak moje? alboż mogą być większe męki jak te, które ponoszę siedząc tu u komina, niedołężna i sama jedna, wtedy, gdy ty przecież chodzisz po świecie i spotykasz je, wszystkie strojnisie te i zalotnice, co to rade temu, że młode i nieszpetne, chciałyby wszystkich męż-