Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bracia.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, tak, bardzo piękny sad owocowy. Ile przynosi?
Zenon wymienił summę dość znaczną i uszczęśliwiony, wsunął rękę pod ramię brata.
— Ale nie zauważyłeś moich gaików i malutkich dywanów kwiatowych. Choć to już późno, ale są jeszcze piękne, w tej porze roku może jeszcze piękniejsze niż latem. Cudne są te nasze jesienie! Chodź, zobacz, jakie mam pyszne sumaki. Sadziłem je razem z wierzbami srebrnemi, i teraz to tworzy efekt szczególny: na tle krwistem, potoki roztopionego srebra!
Drogami, krzyżującemi się pośród drzew owocowych, prowadził brata do części ogrodu, otaczającej dom, na którą przedtem nie zwrócił on był uwagi. Wiktor szedł chętnie i mówił wesoło:
— Zawsze byłeś i pozostałeś poetą. Mówisz o ogrodzie, jak o kochance. Ale nie dziwię się wcale. Praca swoja każdemu miła. Ja mam teraz przed sobą taką, do której się aż palę. Wyobraź sobie, że idzie o zmianę systemu w całej ogromnej gałęzi fabrykacyi państwowej. Czy znasz się choć trochę na mechanizmie gorzelnianym? Nie? to posłuchaj. Zaraz wytłumaczę ci, o co chodzi.
Zaczął tłumaczyć. Mówił o przeznaczeniu i konstrukcyi różnych maszyn i aparatów mechanicznych, o naturze kruszców, z których bywają sporządzane, o sposobach, sile, stopniach siły, któremi działają na powierzone im materye różne działacze natury: woda, para, cieplik, tarcie i t. p. Był to cały wykład mechaniki, z mnóstwem komenta-