Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziewała się gniewów i wyrzutów, ale takiego aż przyjęcia nie przypuszczała. Już siostry, kiedy na powitanie je całowała, odwracały od niej twarze, szwagrowie palcami, jak patyki twardemi, zaledwie ręki jej dotknęli, a teraz ten z takiem naigrawaniem się do niej przemawia!
— A toż co? — zawołała, ale Pancewiczowa mowę jej przerwała:
— A to, że jakie „dopomóż Boże,“ takie „Bóg zapłać!“ Jaka ty dla nas, takie my dla ciebie!
— A cóż ja wam złego zrobiłam?
— A to — zaczęła jedna, — że umyśliłaś siostry zakasować... My sobie biedne szlachcianki, za prostą szlachtę wyszły, a ty wcale inszą partyę sobie wynalazłaś... toż i zazdrosne jesteśmy o to, że nas chłopi za żonki nie pobrali, a ciebie jeden bierze...
— A jaki jeszcze! Z majątkiem! — dorzuciła druga — ziemi dużo ma, ale nie tyle, aby na niej budę dla psa zbudować!
— Ani domu, ani łomu — zahuczał Zaniewski.
— Bezrolny chłop! — powtórzył Pancewicz.
— Ale za to tytuł jest, ho, ho! — śmiał się znowu Kostanty — pan... przepraszam... jaśnie wielmożny, jaśnie oświecony pan Cham.
— Dobry los! inszego widać warta nie była!
— A widać zmiarkowała, że lepszy nie weźmie, to sobie sama siakiego takiego bierze!
Siakij takij cialepiej, kali swoj, to lepiej!
— Ot i dobrze utrafiłeś, bo jej chłopskie mówienie najmilsze!
Salusia, wśród tego plutonowego ognia drwin i przycinków stała jak niema, z głową schyloną, ze wzrokiem wbitym w ziemię i płomiennie zarumienioną twarzą, na której widać było przygniatające uczucie wstydu i upokorzenia. Z całej postawy jej poznać było można, że w głębi mówiła sobie: to jest prawda! to jest prawda! on chłop, ziemi nie ma! wszyscy naigrawają się ze mnie!