Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co tedy każecie mi dla Piszczałków uczynić?
Józefa po krótkim namyśle odpowiedziała:
— Najpierw, moja Naściu, o tem masz wiedzieć, że nie ja tu rozkazy wydaję, lecz spólny Stwórca nas wszystkich, który żąda, abyśmy braciom swym, choćby najgorszym, w nieszczęściu ratunek przynosili. A potem, rady czyjekolwiek na nic tu są. Zbliż się ku nieszczęśliwym, w życie i serca ich wejrzyj, a potem z własnej duszy swej wyjm tę perłę, którą złożyć masz na ołtarzu miłości boskiej i ludzkiej. Ja tylko pokazałam tobie, gdzie jest ta perła, i że ty przyozdobić się nią możesz, a reszta niech z własnego rozumu twego i z własnej woli twojej pochodzi.
Anastazya, z uwagą słów tych wysłuchawszy, ze stołka powstała, pocałowała Józefę w rękę, z cicha mówiąc:
— Dziękuję! dziękuję!
Potem szybko, ku panu Cyryakowi obróciwszy się, zapytała:
— Czy można dziaduńku?
Panu Cyryakowi krzaczyste brwi aż na same powieki opadły, a srogie wąsy drgały i trzęsły się razem z wargami. Objął wnuczkę ramieniem, w gruby rękaw kapoty okrytem, ku piersi ją sobie przyciągnął i w złotych jej wło-