Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzała, słuchała. Kilka razy zaczynała po cichu płakać, ale za każdym razem babka kładła jej na głowie rękę zwiędłą, ciemną, i pochylając ku niej twarz zmarszczoną, szeptała:
— Cicho, Naściu, cicho! Bóg nad sierotą! A ja ci potem smacznego pierożka dam! zobaczysz, że dam, smacznego!
Słowami temi jakby zaklęte, powieki dziewczynki z łez osychały i rozwierały się szeroko, a oczy szare, błyszczące, roztropne, ścigały ruchy postaci, miotających się po izbie i o dobro tego, którego tylko co z izby tej wyniesiono, staczające zapamiętałą walkę. Te oczy dziecięce, z uwagą i wytężeniem patrzące, rozmyślały, oburzały się, sądziły. Gdy nad krzykami zapanował i po świetlicy rozległ się głos p. Cyryaka, o jej istnieniu na świecie przypominający, po drobnych wargach dziecinnych, rzecz dziwna! przemknął uśmiech szyderstwa i tryumfu. Podniosła wzrok ku babce i zobaczyła, że jej wązkie usta uśmiechają się tak samo. Gdy pośród walczących rozlegały się krzyki o udanie się po wyrok do sądów, w kącie izby, starość późna i wczesne dzieciństwo składały milczący sąd na walki, złość i chciwość dojrzałego wieku.
Teraz, gdy obie Tuczynowe z rozpostartemi ramionami rzuciły się ku małej Naści, ona obu