Przejdź do zawartości

Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wydaje mi się to snem... Derrick Yale? Niemożliwe... a jednak...
— To całkiem możliwe! — roześmiał się Parr.
— Ale w takim razie Talja działała wraz z nim?
— Oczywiście!
— Jakżeś pan, inspektorze, odgadł tę całą historję?
— To matka odgadła, nie ja! — zabrzmiała cudaczna odpowiedź. — Nie masz pan wyobrażenia, co to za dzielna osoba. Powiedziała mi dziś popołudniu...
— A więc wróciła?
— Tak, wróciła! — potwierdził. — Chciałbym was zapoznać. Jest ona trochę za dogmatyczna i ma upodobanie do kłótni, ale pod tym względem nie krępuję jej nigdy.
— Możesz pan być pewny, że i ja nie myślę wdawać się w dyskusję! — zaśmiał się bezwiednie, chociaż nie był zgoła wesoło usposobiony. — Czy sądzisz pan istotnie, że to ona wykryła tajemnicę Czerwonego Kręgu?
— Jestem tego tak pewny, jak że pana widzę w tem aucie!
Jack zamilkł aż do chwili, gdy skręcili w ulicę, gdzie mieszkał Parr.
— W takim jednak razie opinja Talji jest jeszcze gorszą i człowiek ten w czasie rozprawy szczędzić jej nie będzie!
— Jestem tego pewny! — odrzekł inspektor. — Ale po jakiegoż licha trapisz się pan Talją Drummond?
— Głupcze! Dlatego, że ją kocham! — wrzasnął Jack, ale zaraz jął przepraszać za uniesienie.
— Wiem, że jestem głupiec, — roześmiał się cynicznie, — ale chyba nie jedyny w Londynie, Mr. Beardmore! Usłuchaj pan mojej rady, zapomnij całkiem o Talji, a natomiast zostaw trochę serca dla matki.