Przejdź do zawartości

Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle zbudził go odblask światła, padający na stolik nocny. Gdy usiadł w łóżku, światło zgasło, ale czuł że ktoś świecił. Błyskawica była o tej porze roku niemożliwą.
— Kto tam? — spytał, sięgając po lampkę elektryczną, ale przekonał się, że ją zabrano.
Wyskoczył z łóżka.
Ktoś zmierzał ku drzwiom. Jack rzucił się w tym kierunku i chwycił silnie intruza, który wił się i bronił. Jack zmacał w końcu włącznik i pokój zalała światłość. Zobaczył przed sobą Talję, drżącą całem ciałem.
Trzymała coś ukrytego na plecach, spoglądając boleśnie i wyzywająco zarazem.
— Taljo! — jęknął, opadając we fotel. — Pocóż przyszłaś pani? I co ukrywasz przedemną?
— Czemuż zabrałeś pan te papiery do sypialni? — spytała gniewnie. — Trzeba je było zostawić w bibljotece, lub nie wyjmować z kasy.
Zauważył, że Talja trzyma w ręku kopertę z fotografją.
— Ależ Taljo... nie rozumiem — mruczał. — Czemuż nie powiedziałaś pani...?
— Prosiłam, byś pan nie oglądał tej fotografji. Pojęcia nie miałam, że ją pan aż tu przyniesiesz! Oni byli tu w nocy i szukali.
Była bliską płaczu.
— Byli tu w nocy? — spytał przeciągle. — Kto był?
— Czerwony Krąg! Wiedzieli, że ją pan masz i włamali się do bibljoteki. Uprzedziłam ich i błagałam Boga... błagałam, by znaleźli kopertę nie otwieraną! A teraz... — załamała ręce — teraz pewni są, żeś pan widział fotografię! O, czemuż tak się stało?
Wdział szlafrok, spostrzegłszy teraz dopiero, jak jest niedostatecznie odziany i uczuł się zaraz pewniejszym siebie, we fałdach ciepłego okrycia.