Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyprzedzi Łaciatej. Tak, nie można uniknąć losu, sądzone im widać było, że obie rodzić mają równocześnie! Jęczała głośno i kłótnia wybuchła pomiędzy nią a jej chłopem. — Do djabła! Kto jej kazał ciągnąć? czy to jej rzecz cudzy worek! niech wypaproszy pierw swój! — Odpowiadała mu obelżywie, tak bardzo dokuczał jej ból: — Świnia! sprośnik! Ciekawa rzecz, kto temu winien? żeby nie był jej napełnił worka, nie dokuczałby jej tak teraz!
— Wszystko to głupie gadanie! — wtrąciła się matka Frimat. — Od tego bydlęciu nie będzie lżej.
A matka Bécu dodała:
— A jednak lepiej jest człowiekowi, jak sobie ulży.
Julisia odesłano szczęśliwie, żeby się go pozbyć, do Delhomme‘ów. Była trzecia po południu. Czekano jeszcze do siódmej wieczór. Ale wszystko stało na miejscu. Dom był teraz istnem piekłem: z jednej strony Lizka, wijąca się z bólów i jęcząca, a mimo to upierająca się nie wstawać ze starego krzesła, na którem przykucnęła, zamiast położyć się do łóżka, a z drugiej — Łaciata, rycząca bez ustanku, oblana potem, wstrząsana dreszczami, w stanie, budzącym coraz większy niepokój. Druga krowa, Krasnula, zaczęła także porykiwać ze strachu. Franusia straciła całkiem głowę, a Kozioł, klnąc i wrzeszcząc, chciał raz jeszcze próbować wyciągnąć cielę. Zawołał na pomoc dwóch sąsiadów i zaczęli ciągnąć w sześcioro, jakby mieli wyrwać z korzeniem stary dąb. Tym razem wzięto nowy sznur, który już się nie zerwał. Ale Łaciata, pociągnięta zbyt mocno, upadła na bok i tak już została, wyciągnięta na słomie, ledwie dysząca, budząca politowanie.
— Psiakrew, nie wyciągniemy go! — zadecydował wreszcie Kozioł, cały mokry z potu, — Krowa gotowa jeszcze pójść za niem. — Franusia złożyła błagalnie ręce.