Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wego rozradowania, ilekroć przemykała z przeciwka po za szybami zzieleniała ze złości twarz Celiny.
— Cygara, pani Lengaigne! dawać nam tu cygara! — rozkazał Hjacynt grzmiącym głosem. — Ale dobre, drogie, po dziesięć centymów!
Zapadła już noc i zapalono lampy, kiedy matka Bécu przyszła po swojego starego. Ale wpadła w sam środek rozhazardowania się kompanji grą karcianą.
— No, idziesz, stary? Już po ósmej. Czas zjeść wieczerzę.
Spojrzał na nią ostro, z majestatyczną miną pijaka.
— Wynoś się do djabła! Poszukaj sobie gacha!
— Zapraszam was matko Bécu!... Golniemy sobie sznapsika i przetrącimy coś we trójkę, co? dobra nasza... Hej, pani karczmarko, podać nam, co tam jest najlepszego: schabu, królika i coś na słodkie... Nie bójcie się... Chodźcie, pokażę wam coś!... Uwaga!
Udawał, że obszukuje długo kieszenie. Potem, nagle, wyciągnął trzecią stususówkę i trzymał ją wysoko, w powietrzu.
— A, kuku, macie ją!
Duszono się ze śmiechu, jakiś grubas o mało co nie pękł. — Ten gałgan Hjacynt, jak ci to umie zabawić wszystkich! — Niektórzy udawali, że obszukują go i obmacują od góry do dołu, jak gdyby miał pod skórą pełno srebrnych monet, skoro tak wyciąga jedną po drugiej aż do opicia się po same brzegi.
— Słuchajcie, matko Bécu — powtórzył dwukrotnie, nie przestając zajadać — jeżeli Bécu się zgodzi, naużywamy się we troje? co?
— Jest cała usmolona, prosto z domu, od roboty, nie wiedziała, że ją zaproszą — tłomaczyła się. Rozbawiona była jednak, ta niepozorna, mała, czarna kobiecina, chuda jak zardzewiały stary drut i śmiała się do rozpuku, kiedy, spity na wesoło, kompan męża, nie tracąc czasu, ściskał jej pod stołem uda pod spódnicą. Mąż, pijany do utraty przytomności, opluwał