Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
JUDYTA.

A czy wyrwiesz z rąk zarazy?

KOSAKOWSKI.

Strach mię zdjął.

JUDYTA.

Nu, ja ze łzami
Mówię tobie mój goimie,
Że przepaść jest między nami...        255
Naprzód — twój ród, twoje imie
Co odrzuca to zamęście,
A potém — moje nieszczęście
I mój los. Badź zdrów na wieki!
A może przyjdzie daleki        260
Jaki czas dla mego ducha,
Ze mnie mój Pan Bóg wysłucha,
Modlitwę moją gorącą
Za twoje szczęście proszacą.

(wychodzi.)
KOSAKOWSKI.

We łzach, w obłąkaniu stoję...        265

Wchodzi BOJWIŁ przebrany za chłopa.
BOJWIŁ.

Panie, widać nasze zbroje
Wiejące nam od północy
Z tchem od ukraińskich kwiatów.
Nowy huf Konfederatów.

KOSAKOWSKI.

Idźmy... przed nadejściem nocy        270
Może na czas przybędziemy
Poprawić straconéj sławy.

(wychodzą.)
Namiot. Wchodzą KRECZETNIKOW, BRANECKI I RAPPORTOWY oficer.
KRECZETNIKOW.

W pochód wymaszerujemy
Ai na Wierzchowieckie stawy.