Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cóż tam będzie! gdy zawyją
Moje psy u moich bram?
Gdy mój stary dziadek sam
Przyjdzie, klęknie w czarnéj sali,        275
Oczy wlepi w moje oczy
I na nogach się zatoczy,
I na ciało się powali,
I na piersiach mi zaryczy!
Jezu! Jezu!

Wchodzi KOSAKOWSKI wiodąc XIĘDZA MARKA w ubiorze mszalnym z monstrancyą — w głębi pokazują się zbrojne tłumy konfederatów ze sztandarami.
XIĄDZ MAREK

Kto tu krzyczy        280
Kto tu z jękiem woła Pana?

STAROŚCIC.

Moje serce — moja rana
Boleśne usta otwiera
Jęcząc w śmierci i w tęsknocie.

XIĄDZ MAREK

Kto ufa — ten nie umiera.        285

STAROŚCIC.

Mówisz o wiecznym żywocie!

(zamyka oczy i kona.)
XIĄDZ MAREK

Zaprawdę, kto nie doczeka
Na jasny męczeństwa wieniec,
A krew rzuca jak szaleniec
Pod miecz drugiego człowieka,        290
I drogie utraca ciało;
Gdy téj krwi biednéj tak mało
Tutaj na obronę Bożą:
Wart że go w trumnie położą
Ludzie, przy bladym świeczniku;        295
I zapomną o nim na ziemi
Jak o zdrajcy, niewdzięczniku,
Niewartym nawet powszednéj