Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mówić grzeczności wzajemne;
Rozrzucać słowa przyjemne,
Obchodzić się z ludźmi jak z dziatwą
Przynęconą na łakocie:        50
Albo dawać cięgi mocne
Jak palmy przed wielkanocne
Umoczone całe w złocie,
Owite kwiatki złotemi...
Tak że wchodzą do kościołów        55
Jakby z krainy aniołów
Inne drzewa, nie z téj ziemi...
To też zwyczaj u nas żyje
Że wierzbą z kwietnéj niedzieli
Bijesz własnych przyjacieli,        60
Mówiąc że wierzba je bije
A tyś nie winien że boli...
Raz w rok żart jest pozwolony,
Uświecone kłamstwa tony,
Aby się duch téj swawoli        65
Dorwawszy, znalazł spoczynek,
I z pod niańki się wyłamał
Objadł się cukru, rodzynek,
A potém — rok cały nie kłamał
I z prawdą już nie swawolił.        70
Więc jeżeli w prawdę wierzysz.
A Bóg ci miecza pozwolił,
Bić kazał — a nie uderzysz,
Choćby serce własne krając,
Ale uderzysz igrając        75
Jak arlekin, nie jak człowiek;
Jeżeli prawdy piorunem
Nie spalisz grzesznika powiek;
Nie jesteś wtedy piastunem
Boskiéj powagi i chwały.        80

STAROŚCIC.

Słuchałbym ciebie dzień cały
Ojcze Marku.

XIĄDZ MAREK

Przed wieczorem
Z harmat będę miał słuchaczy...