Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
RABIN.

Nu — złoto schować
A nie dbać czy tu kto chodzi.        1080
Niech się Pan Rotmistrz dobrodziej
Nie boi... Niech Pan naczelny
Taki wojak wielki, dzielny,
Żydowi także zaufa.

KOSAKOWSKI.

Ćwiekami nabita kufa        1085
Dla ciebie żydzie gotowa,
Dla twoich kości i grzbietu;
Jeśli ten dom nie dochowa
Tak jak mogiła — sekretu...
Pamiętaj — źle z tobą będzie        1090
Mój krwawy Dyogenesie,
Jeśli kto słowo wyniesie
Za dom. — A gdzie twoja córka?

RABIN.

Nie wiem; może jedwab przędzie,
Może z jedwabnego sznurka        1095
Zwleka perły kałakuckie...
Dziewczyna ma serce ludzkie
Może gotuje balsamy,
Szarpie strzępi dla szpitali,
Albo się w modlitwie pali        1110
I płacze jak Rachel u Ramy.

KOSAKOWSKI.

Zawołaj mi ją.

RABIN.

A poco?

KOSAKOWSKI.

Bo ona wyszła za bramy.

RABIN.

Nu — ona nie chodzi nocą.

KOSAKOWSKI.

Łżesz żydzie — Oto ci powiem        1105
Że kiedyś ty liczył złoto,